Już pojutrze... I choćbyś chciał czas zatrzymać, to on leci, pędzi jak szalony, a im człowiek starszy tym bardziej mu się z rąk wymyka. Nie mam pojęcia czemu będąc dzieckiem dzień był dla mnie nieskończoną wiecznością, a teraz muszę walczyć o każdą minutę. Niechże się jakiś uczony wypowie.
Wczoraj po raz ostatni przyodziałam sportowy ubiór i po raz ostatni wybrałam się w miejsce do którego bardzo chciałam dobiec. Bywało tak że mi się udało, ale kurka blada nic nie było widać bo góry zaszły gęstą chmuro-mgłą ( sama nie wiem co to jest ) no i tyle było biegu zwiadowczego.
Tym razem również nie miałam pełnego szczęścia bo zaczął padać deszcz, jednak co chciałam zobaczyć to zobaczyłam i podreptałam szczęśliwa do domu.
Zaliczając próg i zamykając aplikację Runtastic opadła mi szczęka do podłogi. Jasne, czułam ołów w nogach ale AŻ TAK? Mój 6 kilometrowy bieg trwał... 2 godziny i rzekomo spaliłam 1200 kcal.
No tak, było pod górkę, było błotniasto ale tyle czasu :( Nie wspominając o tym że na Wyspach Owczych bez czasomierza i zdolności określania czasu trudno jest go właśnie określić.Wyszłam o 21 z kawałkiem - jasno, wróciłam 23 z kawałkiem- równie jasno jak dwie godziny wcześniej.
W sumie odkąd tutaj jestem ani razu nie było tak ciemno ciemno...
No comments:
Post a Comment