Thursday, April 21, 2016

AFRICAN ROAD TRIP


Postanowiłam podzielić posty według kolejno odwiedzanych krajów. Powód? Mam bardzo dużo zdjęć, nie mniej opowieści które starałam się spisywać na bieżąco ( z każdym kolejnym check pointem było to coraz mniej możliwe, gdyż w ramach nieoficjalnej opłaty oddawaliśmy swoje długopisy ). Dla mnie to była jedna z podróży życia, sytuacje w których próbowałam ogarnąć wzrokiem i umysłem rzeczywistość zdarzały się praktycznie co kilka minut ( pomijając jazdę w nocy, chociaż i wtedy się zdarzało, szczególne rozmyślenia naszły mnie na granicy gambijskiej, ale jeszcze nie jestem pewna czy powinnam o tym napisać coś więcej ) i do końca nie wiedziałam czy śnię czy na pewno jestem tu i teraz. 

Po udanym lądowaniu na lotnisku w Marakeszu musiałam prędko ustawić się w kolejce do okienka w którym pan oglądał każdą sylwetkę od stóp do głów, zadawał losowe pytanie i albo się uśmiechał albo nie i puszczał dalej, albo nie. Podłapałam internet z czyjegoś telefonu i napisałam Markowi, organizatorowi wyjazdu, że już wylądowałam i czekam aż pan do mnie się uśmiechnie. Szczerze, nie uśmiechnął się do  chłopaków którzy stali przede mną, przez co czekałam 5 minut dłużej i zestresowałam się jeszcze bardziej że coś może będzie nie tak. Kiedy przyszła moja kolej ubrałam twarz w swój najbardziej szczery uśmiech, ten taki wiesz, nienachalny, ale z kluczowym wytrzeszczeniem oczu.

Podziałało.Co więcej, nawet powiedział "enjoy your stay" i widziałam cień uśmiechu, żadnych zbędnych pytań.

Wyszłam, wzrokiem szukałam charakterystycznej niebieskiej czapki głównodowodzącego którą widziałam na niemal każdych zdjęciach Ani Skury ( www.whatannawears.com ) . Zostałam bardzo ciepło przywitana i ruszyliśmy do białego busa. Ciężko był mi się przestawić, w jednym uchu jeszcze hulał duński wiatr a w drugie ucho buchało ciepło nowego miejsca.

Próbowałam rozmawiać, ale widoki za oknem skutecznie mnie rozpraszały.Wszędzie palmy, osiołki, skutery, wielbłądy, kolor pomarańczowy, rudy, zielony, żółty, słońce, asfalt, piasek  i chaos. 

Chaos, który próbowałam zrozumieć- skutery, osły, samochody, ciężarówki , ludzie- wszystkie jednostki rządziły się osobnymi prawami. Nie rozumiałam jakim cudem nie dochodzi do wypadku co 3 minuty, kiedy każdy zmienia pas według własnych uznań, bez wcześniejszej konsultacji z pozostałymi członkami ruchu drogowego w postaci kierunkowskazu czy choćby ręki.  Marek szybko wyjaśnił mi, że jedyny sposób by zrozumieć ten chaos to stać się jego częścią. 

Nasz hotel mieścił się tuż przy skwerze Jamaa el-Fnaa, był przepiękny. Najprzyjemniej było na dachu, gdzie wieczorem urządziliśmy imprezę poznawczą a rano zjedliśmy śniadanie. 

Tuż po zostawieniu bagaży udałam się wraz z grupą na pierwszy spacer po markecie. Ciężko było iść przed siebie i się nie zgubić, a przy tym jeszcze skupić na tym co sprzedawcy mają do zaoferowania jednocześnie udając brak zainteresowania. 




Ważne jest, by się nie zgubić, a jeszcze ważniejsze jest to, by nie dać się rozjechać okazyjnie przejeżdżającym przez bazar skutery. Nie małym wyzwaniem było robienie zdjęć, nie którzy sobie tego nie życzyli, a jeszcze inni prosili o zapłatę. Zewsząd dochodziła muzyka, a w powietrzu mieszały się zapachy przypraw, owoców, skórzanych torebek i kurzu, najprzyjemniej było przechodzić obok straganów ze świeżą miętą, doskonałą do słynnej the a la menthe, czyli marokańskiej herbaty z tą właśnie rośliną i dużą ilością cukru. 




Myślę że ku przestrodze warto wspomnieć o tym, że sprzedawcy są bardzo nachalni. Jeśli jest się zbyt miłym to można wyjść ze stosem rzeczy które tak naprawdę nie przypadły nam do gustu i z mocno odchudzonym portfelem. Zalecam wziąć aparat słuchowy i udawać problemy ze słuchem. Osoby potrafiące zakomunikować stanowcze NIE obędą się bez tego gadżetu! :)












Marakesz to dla mnie kopalnia inspiracji.
Jestem pewna że wykorzystam swoje wspomnienia do stworzenia projektów  inspirowanych tym miastem 

Żałuję że nie zrobiłam więcej zdjęć- wstyd mi się przyznać, ale w ciągu ostatniego roku pogorszył mi się wzrok i patrząc przez wizjer widziałam zamazane krawędzie. Odmówiłam sobie z tej przyczyny zabrania swojego portretowego obiektywu gdzie ostrość ustawia się manualnie.  Kompletnie nie wiedziałam że da się 'skorygować' wadę wzroku z poziomu body, dowiedziałam się o tej możliwosći  w przedostatni dzień pobytu w Gambii.

zdjęcia: Przemysław Kruszec oraz kilka wykonanych przeze mnie.


No comments:

Post a Comment