Thursday, December 31, 2015

PARADISE

Mój miód na serce, moje śliczności, mój spakowany w drobne ciałko wulkan dobrej energii...
Kochana Iza przysłała mi zdjęcia z Kostaryki, gdzie dumnie pozowała w wykonanych przeze mnie ubraniach. Otworzyłam folder z foteczkami i wbiło mnie w fotel. 

Iza, po raz kolejny brak mi słów na Twoje serduszko i piękną urodę. To niesprawiedliwe że Bóg upakował tyle ciepła i dobra w chude ciałko, na dodatek dołożył jeszcze przepiękną buźkę a w krew wlał wyłącznie cudowną energię :) Mimo wszystko dziękuję mu, że postawił mi Ciebie na mojej drodze! 




PARADISE 



Tuesday, December 8, 2015

JUŻ NIE JESTEM STUDENTEM

Dostałam dzisiaj do łapy dyplom. W teczuszce, z kwiatuszkiem, uściśnięciem dłoni i gratulacjami.
Siedziałam na krzesełku, w tłumie wesołych absolwentów. Obserwowałam rodziców, głośno klaszczących i dumnie patrzących na swoje pociechy. Widziałam partnerów, czule trzymających swoje dziewczyny za kolana, gwiżdżących głośno kiedy usłyszeli nazwiska swoich wybranek.

Z początku nie czułam się tam dobrze. Chciało mi się płakać że nie ma tu nikogo kto by dla mnie tak głośno zagwizdał w palce, nikogo kto krzyknąłby moje imię kiedy odbierałam dyplom, nikogo kto by przytulił i powiedział - jestem okropnie z Ciebie dumny!
Nikogo kto uwieczniłby mnie na zdjęciu innym niż to zasrane selfie.

Chciałam po prostu wyjść stamtąd jak najszybciej.
Powiem Ci nawet, że wpadłyśmy z dziewczynami na pomysł by kupić sobie kwiaty, żeby nie stać jak osioł z pustymi rękami  i udawać że ma się tutaj kogoś komu na nas zależy. To nawet nie chodziło o to by pokazać innym.

Mnie się zrobiło po prostu psychicznie dużo lepiej, zwłaszcza że sama ten bukiet zrobiłam za 10 zł.

Nie, życie samemu nie jest proste. To była dla mnie kolejna lekcja.

Co tym razem?

Jeśli potrafię być szczęśliwa sama ze sobą w takiej sytuacji, przestanę wywierać presję na kimś  by ten właśnie ktoś mnie uszczęśliwiał. 

I szczerze? Coraz lepiej mi to wychodzi ;-)
Bardzo dużo mi dały samotne wyprawy w góry podczas mojego pobytu na Wyspach Owczych. Marzyłam o towarzystwie. Snułam się po kamieniach rozmawiając ze sobą na głos. Chciałam się z kimś podzielić tym co widzę. Kręciłam filmy, robiłam zdjęcia, ale to nie to samo. W końcu musiałam przestać bujać w obłokach i zacząć cieszyć się towarzystwem owiec, bo nic nie zapowiadało żadnej towarzyskiej niespodzianki. Uwolniłam się od tej chorej myśli że koniecznie musi ktoś ze mną być.
 Jasne, jeśli ktoś jest to jestem w skowronkach. A jeśli jeszcze przytula, całuje, szepcze do ucha "Kocham Cię moje Słonko, popatrz, jak tu pięknie!" To już w ogóle odpływam.

Szanse na takie słowa przez najbliższy czas są równe zeru, ale to też nie powód do rozpaczy, bo mam okazję być lepszym człowiekiem. Nikt się dla siebie w związku nie zmienia, to potwierdzone naukowo. Mogę obiecać że nie zjem chrupeczków a już za dwa dni w Tesco będę stała z baranim wzrokiem i paczką czitosków w łapce. Mogę obiecać że już nigdy więcej nie odłożę zdjętego ciucha na fotel tylko do szafy, a za godzinę wyłożyć całą jej zawartość na owym fotelu. Mogę obiecać że będę ćwiczyć... hola hola, ja już ćwiczę :D!

Ludzie w związkach po prostu przestają się starać. Myślisz sobie- skoro ona już ze mną jest, to nie odejdzie jeśli nie przestanę palić. Zostanie ze mną na zawsze bo mnie kocha, pokrzyczy, pobrzęczy, będzie się odgrażała ale co z tego skoro jest?  Będzie tolerowała to że jestem zajęty i nie mam dla niej tyle czasu żeby zrobić coś razem, ona jakoś to zrozumie. Przecież jesteśmy zwykłymi ludźmi, nasze życie nie musi być jak z filmu.

A Ty, jak chcesz by wyglądało Twoje życie? Romantyczna komedia, czy może jakiś dramacik?

Nie o tym miał być ten post :P




Kupiłam sobie taki mały rozweselacz... też pomaga :)




Sunday, November 22, 2015

MAM URODZINY!

No cześć, jestem, mam 23 lata i kulę w gardle, bo wiem że mam wokół siebie tak wspaniałe, bliskie mi osoby, że łza w oku się kręci na myśl o tym że każde z nas rozjedzie się gdzieś daleko, swoją drogą w świat.
Kocham ich wszystkich i dziękuję im że są, że dbają o to, by ważne dla mnie dni były naprawdę niezapomniane. Od zawsze marzyłam o choćby najmniejszej niespodziance w tym szczególnym dniu. Ale nie prezent, tylko właśnie taki o, balonik, takie głośno lub cichutko nawet zaśpiewane sto lat, a już najbardziej, najmilej widziane są serdeczne uściski i świeczki gotowe do zdmuchania. Żadne lubuteny, świecidełka, pachnidełka nie zastąpią szczerego uśmiechu, przytulenia i buziaków.
Liczba 23 stała się dla mnie bardzo ważną liczbą. Nie tylko dlatego, że wraz z Mishą mielismy najlepszą imprezę urodzinową o jakiej tylko mogłam śnić

. Również z wielu innych powodów...





Centralny narząd układu krwionośnego położony w klatce nadal bardzo boli, nie będę nikogo oszukiwać. Mimo wszystko, wnioski i do przodu. 




Wednesday, November 18, 2015

KILKA SŁÓW MOTYWACJI

To jest Twoje życie i Ty o wszystkim decydujesz. Nikt nie jest odpowiedzialny za Twoje decyzje.
Zawsze masz prawo wyboru. Masz prawo wybrać, czy chcesz być szczęśliwa czy wolisz być smutna.
To od Ciebie zależy, w jaki nastrój się wpędzisz.
Tylko i wyłącznie Ty bierzesz na siebie odpowiedzialność kiedy kupujesz w sklepie 10tą tabliczkę czekolady. "Bo szef mnie okrzyczał w pracy" "Bo chłopak nie przytulił" "bo znajomi nie chcą wyjść na miasto". Oni są winni temu, jak się czujesz? Jasne, mogą być przyczyną. Ale to tylko i wyłącznie od Ciebie zależy czy wstaniesz i spróbujesz być lepszym człowiekiem czy siądziesz i wpędzisz się do kąta.
Ja wiem , to jest paskudnie ciężkie do ogarnięcia. Ale życie jest za krótkie, za kruche żeby nie próbować, żeby nie budzić się rano z uśmiechem na twarzy, całować swojego partnera w czoło i wyjść z domu tak jak się planowało, wstać równo z budzikiem na poranne bieganie.

O rany jak ja nie lubiłam biegać. Nie znosiłam. Wstawanie, ubieranie, rozciąganie, rozgrzewka, plączące się nogi, nierówny oddech, kolka, siódme poty, no kto by to lubiał? Szukałam sobie jakichś biegowych partnerek, kogoś, kto by mnie zmotywował. Zaczęłam biegać z mamą, było dużo lepiej. W Danii pogoda nie sprzyjała, wtedy poznałam Chodakowską i coraz częściej zamieniałam bieg na trening.
Potem w Brukseli, kiedy nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić a tak strasznie pragnęłam wyjść z domu żeby nie witać swojego jeszcze wtedy chłopaka z grymasem niespełnienia życiowego na twarzy. Chciałam wstawać tak jak on, wcześnie rano, nie mam pojęcia jak on to wtedy robił, ja nie kojarzyłam faktów o 5 rano. Czasem udawało mi się wstać, zrobić mu coś do pracy, zjeść banana żeby mieć siłę na bieg i znów pójść spać :P i wstać o 7 rano. Jego już nie było, ale dzwonił i sprawdzał czy udało mi się podnieść zwłoki z łóżka. Bieg to była moja terapia, chciałam biec dalej, po wszystkich parkach, trochę bałam się wychodzić z domu, wszystko było obce, żadnej znajomej twarzy. Pamiętam jak zrobiłam swoje pierwsze 10km, byłam z siebie taka dumna!!
Niestety, endorfin wystarczało mi tylko na kilka godzin. 2lata studiów gdzie codziennie ktoś czegoś od Ciebie wymaga a potem nagle BUM , żadnych obowiązków, żadnych celów, żadnych planów... Mniej więcej o godzinie 14 znowu wpadałam w samobiczowanie się. Nie pomagało malowanie portretów, wychodzenie na spacery, czy robienie na drutach. Nie miałam określonego celu.To ode mnie zależało czy byłam smutna. Myśli było w głowie tak wiele, tak głośnych tak bolesnych... Wielokrotnie biłam głową w ścianę. Tak, dosłownie. Chciałam być szczęśliwa na siłę, założyć uśmiech. Przestać się tak nad sobą użalać i nie wprowadzać negatywnej atmosfery. To było błędne koło... Tak strasznie chciałam coś w życiu robić. Być doceniona, słyszeć że moi najbliżsi są ze mnie dumni. Wiem, że chciałam się psychicznie utrzymać ale nie wiedziałam jak. Dopiero kiedy zapisałam się na francuski i flamandzki moje życie stało się troszkę weselsze. Poznałam wielu ludzi i dzięki temu nie byłam już taka skwaszona. Ale czułam że muszę skończyć to co zaczęłam. I było trudno bo wiele razy mówiłam sobie- po co Ci to? Zostawisz chłopaka? Wywrócisz swoje życie do góry nogami? na cholerę taki ambaras? Ale zrobiłam to. Wysłałam aplikację do Danii. Wróciłam do Polski, potrzebowałam wszystko przemyśleć. I długo jeszcze wahałam się, do ostatniego chyba dnia w Polszy, czy na pewno dobrze robię. To oznaczało kolejną rozłąkę z ukochanym. Ale wiedziałam że jeśli tego nie skończę, będę nosiła na twarzy maskę nieszczęścia. On też to wiedział i gorąco mi kibicował.
Poza tym myślałam, że skoro Chodakowska dała radę, to dlaczego ja nie miałam?
Nowi znajomi, obowiązki, praca, szkoła, poczułam się lepiej. Mimo wszystko bardzo tęskniłam i najczęściej robiłam awantury o to, że nie dostaję dostatecznie dużo uwagi. Jestem strasznym pępkiem i uwielbiam jak mi się poświęca uwagę. Ale nie jestem uwagowym wampirem. Oddaję to, co dostałam, staram się nawet z nawiązką.
Zauważyłam że mam dwie osobowości. Jedna pragnąca sukcesu, druga pragnąca szalonej miłości.
I to niestety razem nie działa. Nie umiem ich rozłączyć. Jedno niszczy drugie.

Jestem w stanie powiedzieć sobie że jestem szczęśliwa , 10 minut potem zalewać się w głowie łzami że wcale tak nie jest. Szkoda że nie mogę tego tekstu wkleić do raportu który powinnam pisać, miałabym pare słów więcej...

To ode mnie zależy czy kiedy wrócę zmęczona z pracy zrobię jeszcze trening i zasnę z satysfakcją w głowie. Czy rano w sobotę wstanę i zobaczę jakichś poimprezowych niedobitków  trakcie mojego biegu. Szczęście to wybór. Mogę kupić chrupeczki , zjeść ze smakiem a potem znosić dziwne odgłosy w jelitach oraz mdłości, albo zjeść lekki obiad i czuć zadowolenie,
Mogę też zapalić papierosa albo zrobić 20 przysiadów i 10 pompek. Mogę się napić lampkę wina albo 4, bo tak to potem leci, albo mogę pogadać z przyjacielem przez telefon.

Szczęście to wybór.






Przepraszam że zalewam Cię ostatnio psychologicznym szajsem. To wszystko dzieje się w mojej głowie, muszę to gdzieś wylać w spójnym tekście.


(szczęście to wybór- jeśli Cię to nie uszczęśliwia, nie musisz tego czytać ;-) )





Wednesday, November 11, 2015

DEADLINE

Pomyślisz sobie, mówi o  tym że tak mało czasu, że kocha to co robi przecież, że to jej marzenie.
Jasne, to moje marzenie, kocham itp itd.
Ale jak już przez 3 miesiące dzień w dzień robi się to, co się sobie wymyśliło, gania się za materiałami, półproduktami, nitkami w kolorze guzika i guzikami w kolorze nitki, to naprawdę, naprawdę można mieć dość.
Mam ochotę zwrócić wnętrzności. Przez okno, na ulicę, na tę czerwoną podłogę. Nie mam siły. Budzik 6.15, zęby,paciorek i pedałowanie, 21.40  pedałowanie zęby krótki trening , jeszcze krótszy prysznic i spanie.
No i właśnie tak, z krótkim wyjątkiem wyglądały moje 3 miesiące.

Nie chce mi sie już. Bolą mnie oczy, dłonie, mam wytartą dziurę w palcu od szydełka.
Chcę znów mieć czas na basen, siłownię, książkę, bieganie, malowanie.

Ratuje mnie tylko jedna myśl, która bardzo późno ale skutecznie rzuca swoje ratunkowe koło.
Nie tonę już, dryfuję na kole, zbieram siły i płynę do brzegu.
Kiedyś dobiłam swojego dna. Nie chciało mi się żyć. Te dni były straszne. Okropne. Wysysały ze mnie życie.  Człowiek ma kupę  myśli w głowie, które tłuką się z rozumem i każą robić dziwne rzeczy. I jeszcze, cóż za hipokryzja, miałam TONĘ czasu. WOREK, PLECAK, całego tira czasu. Ale tak się w życiu dzieje, pewnie już zauważyłaś, że bez jakiegoś wyraźnego bodźca nie tak łatwo jest znaleźć sobie swoje zajęcie. Ciężko się z tego stanu pozbierać. Obwinia się wszystkich naokoło, a najbardziej siebie.  Wcześniej nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie popadają w depresję. Musiało mnie dopaść, żebym poczuła na własnej skórze jak źle może się skończyć moje życie.

Ale ale, to dno to nie tak na zawsze!
Znalazłam w sobie tę moc. Zrozumiałam że to nie los ( naczy sie, oczywiście że los zrzuca szanse i okazje ) kieruje moim życiem, tylko ja sama muszę z tych szans skorzystać a nie czekać aż przyjdzie kawior na tacy. Szarpałam się na tym moim morzu za każdą deskę, nawet za tę z drzazgami.
Postawiłam wszystko na jedną kartę. Nie ważne było czy spadnę i się roztrzaskam czy wygram. Ważne było dla mnie to, że znowu walczę.

Jestem wojownikiem

I mimo że już 3 lata obiecuję sobie kaloryfer, to i tak zmiany które we mnie zaszły są KOLOSALNE.
Uwierzysz że w liceum bałam się jeździć autobusami? Zamówić pizze przez telefon? ( Okej, dalej trochę się wstydzę :p ) Wyjechać gdziekolwiek sama? Bez mamy, bez tatki?

Nie poznaję się. Poruszam się po tym świecie dość sprawnie, znam języki i myślę że z każdym się dogadam. Nawet w pracy, mimo że nie umiem to mówię po duńsku. Dla mnie to nic wielkiego ale kiedy rozmawiam z moją mamą przez telefon opowiadam o moich dniach a ona łapie się za głowę i mówi " CÓRCIU!!! JAKA JA Z CIEBIE DUMNA!!! "

To dla mnie największe szczęście słyszeć, że mama jest ze mnie dumna.

Ok, musiałam się wypisać i uświadomić sobie, że DAM RADĘ. 


                                                                           ZAWSZE.






Saturday, October 17, 2015

FINAL EXAM

Serio, strasznie chciałabym Ci pokazać co robię. Dzielić się z Tobą każdą sylwetką i kontemplować nad wykrojami, pokazywać co wymyśliłam, co wyszydełkowałam,
No, nie mogę. Chciałabym napisać też czemu nie mogę, ale tego też nie mogę zrobić. Wiąże się to dosyć mocno z moimi wyznaniami na temat zapeszania. Zazwyczaj jak mówię i się czymś ekscytuję, czekam, pracuję, serce wkładam, to nagle bum tara bum bęc wszystko jak krew w piach. A potem mi wstyd że się tak chwaliłam, i tu nie  ma co liczyć że znajomi zapomną. Bezlitośnie wypytają głodni Twojego sukcesu. No, teraz mi tak bardzo bardzo zależy że ogromnie chcę tego wszystkiego uniknąć... Nie dziw się więc że foty są takie, że koci pazur widać, ale naprawdę zależy mi na tym aby Cie zaskoczyć, nie ukrywam że chciałabym żeby opadła Ci szczęka z zachwytu, takie tam drobne oczekiwania.

Oh rany, dzisiaj mam większy nos niż zwykle

Chciałam sobie wczoraj popłakać, tak wiesz, poużalać się nad sobą troszeczkę, ostatnio nie miałam na to czasu bo ręce i oczy ciągle zajęte, a tu przed snem znalazłam pięć minut, powzdychałam nad moim autorytetem i pomyślałam- tak, to idealny moment żeby sobie na siebie ponarzekać. Spięłam powieki, naciągnęłam na twarz grymas i czekałam na potok łez. Czekałam, czekałam, pustynia. Ciało odmówiło mi tej nieprzyjemnośći! Myślę sobie, no rany, 13 godzin pracy, tyle wątpliwości, tyle nieskończonej roboty, tyle nieumiejętności i ani jednej łezki? Co to , przestawiłam się już na tryb wojownika? Akceptuję wyzwanie!


Tuesday, October 13, 2015

GDZIE SIĘ PODZIAŁA TA ENERGIA?

No, różnie to bywa z energią. Agatka wczoraj zaniemogła, a dziś  ja nie mogłam odkleić się od łóżka.
Pamiętacie moją notkę o wyłączaniu mózgu?Właśnie dzisiaj znów udało mi się go  wyłączyć. Już trochę bardziej brutalnie niż poprzednim razem, bo leżałam w ciepłych pieleszach i myślałam jakby to byłoby cudownie dzisiaj odpuścić i zakopać się w kołderkach ... Mózg po prostu dryfował w tych marzeniach, musiałam mu powiedzieć- stary, zamknij się. Wyobraziłam sobie czarną plamę, przestałam myśleć i wstałam. 
Brzmi dziwnie, no, ale dzięki temu na 7.30 byłam już w szkole. Jechałam lasem przez krzaczory, dlatego zdążyła mi jeszcze uderzyć adrenalinka przed jakimiś świecącymi punktami pośród gałęzi, co pozwoliło mi skutecznie się rozbudzić. Jeszcze tylko kawka, ten post, dwa scrolle na fejsie i jestem gotowa na dzisiejsze wyzwania! 




Monday, September 28, 2015

GUIDANCE

Bardzo wyczekiwałam tej rozmowy z nauczycielem. Jestem akurat w takim punkcie, gdzie bardzo, ale to bardzo muszę z kimś kompetentnym pogadać na temat tego, co staram się zrobić. Po cichu liczyłam na jakiegoś kopa w tyłek, na słowa- you should and can do more!
No i tak.
No i usłyszałam - hmm maybe you should make it more basic..?

AAAAAAAAAAAAAA

Ja siedzę i się cisnę, przeca to finałowa kolekcyja, przeca ja muszę pokazać, przeca to nał or never a po dyplomie będę już robiła bezpieczne, dające się nosić kreację.
Ja chcę pokazać moją zajawkę, kocham roboty ręczne, kocham knitwear i chcę wycisnąć z siebie jak najwięcej, zakręcić, ukręcić i wykręcić!

No i człowiekowi odchodzą ochoty jak słyszy more basic.
Basic to moze być kolekcja w H&M ale nie MOJA!


Siedzę i knuję, szukam rozwiązań, może i dosypuję nieco więcej tu i tam, ale dziś to totalnie opadłam z motywacji. Nie pomógł tu ani Lion, ani ciasteczka czekoladowe z nadzieniem toffi, ani paczka chipsow. Tak , zjadłam dziś to wszystko. Nie, jeszcze nie zwróciłam.


Trzymaj za mnie kciuka żeby w magicznym jutrze poszło mi lepiej. PLISKA!

Sunday, September 27, 2015

UKRAIŃSKIE WIANKI

Agatka do swojej kolekcji zrobiła piękne wianki z stroików do świec. Ja jestem w nich zakochana, a Ty? Uwielbiam kwiaty we włosach. Jestem pewna że na swoim ślubie będę miała podobną koronę z żółciótkich słoneczników albo stokrotek! 

Friday, September 11, 2015

POWRÓT DO RZECZYWISTOŚCI

Co to był za ambaras.
W związku z tym że uchodźcy postanowili opuścić ośrodek dla nich utworzony w Niemczech i pomaszerować na piechotkę środkiem duńskiej autostrady do Szwecji, ruch został bardzo mocno ograniczony. Ograniczony na tyle, że po wiadomości o tym że chwilowo duńska autostrada tuż na granicy z Niemcami została zamknięta mój kierowca z którym miałam dojechać do Herning postanowił się wycofać i kupić bilet za 2000 zł.

No tak, dzień przed, a właściwie o godzinie 20 mi to oznajmił. Czarna rozpacz, przecież ja mam rozmowę z nauczycielem z Anglii, muszę dotrzeć!!! Rozdzwoniłam się, telefonowałam na wszystkie numery z Polonii dk, nikt nie jechał ze śląska. Ostatnią deską ratunkową był bus. Za 300 zł.

Busiczkiem kierował wesołek Tomek, który krótko po tym jak wsiadłam otworzył swoje serce i opowiedział mi o problemach z żoną, o tym że łączy ich tylko łóżko, że z żadną inną u tak dobrze nie było, że jak rano do łózka wejdą to do następnego dnia nie wyjdą. Uszy mi zwiędły dopiero kiedy zaczął mi opowiadać o swojej koleżance którą porwano do burdelu. Ów wesołek myślał, że ja na pewno chcę wiedzieć do czego ona była zmuszana, przecież ja nie mam o tym zielonego pojęcia. Temat seksu zdecydowanie był ulubionym tematem wesołka. Jechał i jechał, jeździe nie było końca.
Szyba przyklejona na taśmę świstała i skrzypiała, a kolana bolały od ciasnoty.
18 godzin tłukłam się tym dziadem, nigdy tyle jeszcze nie jechałam. Nie wspomnę że Tomeczek się spóźnił 4 godziny, ani nie powiem też że ciągle klikał w telefon albo jęczał swojej Moni w słuchawkę: Moonia, ale Moonia..Moonia...Halo... Moonia...

Naprawdę ucałowałam podłogę kiedy dojechałam.

Dziś rano popedałowałam do szkoły, pozawieszałam inspiracje, pogadałam z nauczycielem, a teraz siedzę i ogarniam, bo dopiero teraz wyklarowało mi się co ja tak naprawdę chcę przedstawić na swojej kolekcji dyplomowej. Rozmowa z Ike'iem naprawdę dużo mi dała, ale jesli miałabym jeszcze raz na nią z Tomkiem jechać- odpuściłabym!

A granica? Otwarta, autostrady przejezdne, żadnych korków nie ma.
Ale wiecie co? Cieszę się bardzo, że nie pojechałam z tym lolkiem co to na początku miałam z nim jechać. Mówił w słuchawkę- fajny masz głos, może dodasz mnie na facebooku?
ja: mój chłopak nie będzie zadowolony
On: ale co z tego, ja mam żonę i dzieci, spotkamy się na kawie i pośmiejemy się z tej sytuacji!


Yyyym... nie!




Sunday, September 6, 2015

SWETER

Kolejny bąbelek- skonczony!
Miejmy nadzieję, że jego przyszła posiadaczka Basia będzie szczęśliwą i zadowoloną jego posiadaczką ;-)
To już ostatni w tym roku, teraz muszę skupić się na kolekcji... OH!





Thursday, August 27, 2015

ZOSTAJĘ DŁUŻEJ :(



Bruksela 2014. 
Jest mi smutno. Krzysztof, z którym miałam jechać dziś w nocy do PL pomylił się w ogłoszeniu i pojechał już wczoraj. 

Ale może własnie tak miało być, wszystkie znaki na niebie pokazują że dziś nie mogę jechać do Polski. Mam rewolucje żołądkowe, baba się nie zgodziła na przeniesienie egzamu na wczoraj, no i ten Krystof. 
A ja tak chciałam pooddychać tym parnym, gorącym polskim powietrzem...

Tak miało być, tak miało być...

Monday, August 24, 2015

MÓJ OBRAZ



Utonęłam w swoim dysku przenośnym, pełnym zdjęć wszelakich i dowodów że jednak nie jestem takim strasznym leniem i zatrzymałam się nad tą pracą, którą wtedy wsadziłam do worka " nie wyszło" a na którą teraz patrzę  z podziwem. 

Naprawdę fajnie mi wszyła.  

Sunday, August 23, 2015

WYSPY OWCZE- wróćmy tam jeszcze raz!

Zapomniałam kompletnie pokazać wam, jak na Wyspach Owczych wygląda więzienie..
Zapytałam Rockwiego, kogo oni tam zamykają skoro jest tak bezpiecznie, głównie odsiadują ci co jechali samochodem pod wpływem alkoholu. Hm, swoją drogą nigdy nie widziałam jakiejś kontroli policji przy drodze będąc na Owczych.


Zdjęcia poniżej zrobiłam w swój ostatni dzień w tym magicznym miejscu...








Friday, August 14, 2015

CO SIĘ STAŁO Z BLOGOSFERĄ?

Odkładam robótkę na bok, chcę rozprostować palce. Otwieram internety i wchodzę w blogosferę.
Rozkładam zmęczone ręce.
Rany boskie.
Nic mnie tak bardzo nie rozkłada na łopatki jak komentarze typu:

"ŚWIETNE! ZAPRASZAM DO SIEBIE "
"ŚLICZNIE! ZAPRASZAM DO MNIE"
"PIĘKNE ZDJĘCIA- ODWIEDZISZ MNIE?' 
"JESTES CUDOWNA, costamfashion.blogspot.com ZAPRASZAM" 

O co to chodzi? No, to wchodzę zaproszona na bloga. Nic tam dla siebie nie znajduję. Ani tekstu dla duszy, ani zdjęć dla oczu. Ino tylko linki do zdjęć ze sklepów i prośbę o kliknięcie.
Tak dzisiaj zarabiają nastolatki. 
Takich blogów jest KUPA. JEDNA WIELKA ZBITA KUPA. 

Zazwyczaj prowadzone przez 12-13-14-15-16-17 latków. 
Ja wiem że parcie na bogactwo i sławę jest duże, ale czy warto tracić piękne czasy dzieciństwa na łowienie lajków? 

Bliska mi osoba, właśnie z tego przedziału wiekowego, wisi na instagramie/skajpie/facebooku. I zamiast hasać po polach z włosem na wietrze pyta mnie ostatnio jak ja to robię że mam tylu obserwujących na instagramie. 

Znów rozkładam ręce. 

Nie wspomnę o tym całym bagiennym hejcie, jestem przerażona...
Internety zdecydowanie idą w dziwną stronę...

Więcej kreatywności, mniej żebrania o lajki! Tak będzie łatwiej nam wszystkim :)


Wracam do robótki.
Hej, jeśli prowadzisz ciekawego bloga, zostaw mi w komentarzu link :)

PEACE AND LOVE!



Monday, August 10, 2015

A GDYBY TAK...

Kręci mi się po głowie taka myśl, nawet nie odganiam jej pantoflem tak jak zawsze, nawet powiem więcej, pozwalam jej rozsiąść się w fotelu.
I to tak z nogami na pufie.

Chciałabym nie kończyć studiów.

Przede mną kolekcja, na którą muszę wydać torbę ciężko zarobionego zmywakiem hajsu, a drugą , większą torbę muszę oddać za czynsz na mieszkanie.

A mogłabym te pieniądze zainwestować w coś swojego. W swój pomysł, który też już nawet leży w sypialni, z butami na pościeli. Pozwalam mu bo czuję, że to jest naprawdę to, czego chcę.

No bo tak, tylko sie spakować, znaleźć kogoś na mieszkanie i cześć. Takie proste...
Ajj co robić, co robić....
To tylko aż papiór...




Friday, July 31, 2015

BEZRADNOŚĆ

Tak jak normalnie przebieram kopytkami z radości na myśl powrotu do Daniurki, tak teraz opadły mnie wszystkie siły. Mam czarne myśli, czarne przeczucia i generalnie czarno to widzę.
Czeka mnie obrona, czeka mnie egzamin z praktyk, czeka mnie złożenie nań raportu którego nie mam a powinnam już mieć.
Siły mnie opuściły, chodzę jak zombie. Nie wiem co się stało.
Jedni mówią że to tarczyca, inni że im starzej tym gorzej. A ja nie wierzę, bo patrzę na Chodakowską, ona orze jak szalona, a starsza ode mnie 9 lat.
To na pewno tarczyca...

Ostatnie dni spędzam ciągle na pracy. Jasne, że robię to co kocham, ale naprawdę jest tego dużo i zajmuje mi to całe moje resztki wakacji. Doszło do tego że nie mogę sobie w łóżku poleżeć kapkę dłużej, bo wiszą już nade mną zaległe obowiązki...A to raporcik napisać, a to sweterek zrobić, a to obraz dla mamy skończyć, jejku, co głowę obracam w stronę zegarka to mam wrażenie że mnie kto oszukuje tak jak na prima aprillis, że to jakieś żarty... No,niestety to nie żarty.
Pojutrze już koniec wakacji 2015.

Złota rada na dziś- ciesz się każdą minutą!


Monday, July 27, 2015

MIĘTOWY SWETER




To znów będą bąbelki, ale co ja poradzę że mnie klientka upolowała, zakochana w moich miętowych bąbelkach, miłości tej nie odmówię! 

Te z tego zdjęcia wydziergałam w Daniurce, miętowy poleciał do USA a biały sprułam


O proszę, już dwie po siódmej. 

#czasowstrzymywaczpotrzebnynajuż



Monday, July 20, 2015

MENSWEAR

Właściwie to  pojęcia nie mam dlaczego tak strasznie zwlekałam z tym, żeby się czymś pochwalić.
Lubię się chwalić, zwłaszcza w internetach, bo kiedy mówię, opowiadam to jąkam się i seplenię, główkuję za dużo nad tym co chcę powiedzieć i w rezultacie wychodzi sławne " JESTEM POTATO".

Tak zawsze było, jest i będzie, dlatego na żywca to lubię ludzi słuchać, a tu w internetowych czeluściach mogę się chwalić, kasować, poprawiać, edytować, czego tylko dusza pragnie!


Czas poleciał, a przecież ja w kwietniu skończyłam swoją męską kolekcję. Nie jest to jakaś super-ultra-mega sprawa, bo nie jestem z siebie super-ultra-mega zadowolona, ale jest to część mojego procesu, szukania swojego stylu i odkrywania nowych technik.

Strasznie polubiłam grupy etniczne, tak jak w zeszłym roku na celownik wzięłam Eskimosów, tak teraz za kopalnię inspiracji posłużyli mi przecudowni Aborygeni.







Narobiłam kolaży, zgubiłam się kompletnie w kolorach ale odnalazłam się w swoich ulubionych oversize-owych kształtach. Pomyślałam, dobra, czas najwyższy opuścić komfort zonę. 

Kupiłam filc oraz igłę i postanowiłam zrobić swój własny materiał na wielki, aborygeński płaszcz:


Bawiłam się kawałkami wełny, składałam je jak puzle, szukałam odpowiedniego kolorystycznego balansu. Pamiętam jak uszyłam cały płaszcz z kołnierzem, bałam się strasznie wywrócić go na prawą stronę. Strach zapuścił korzonki, poszłam do kumpeli prosić, żeby to zrobiła za mnie, bo ja nie wiem czy zniesę jak cała praca nie będzie wyglądała dobrze. Panika, panika jeszcze raz panika.. Potem wiedziałam już, że niepotrzebna! 



Aborygeńskie żółwiki które narysowałam w specjalnym programie używanym właśnie do maszyn dziewiarskich. Kocham je całym sercem!


Całe szczęście że jestem wielkim babskiem i swoje męskie kolekcje mogę mierzyć na sobie!



Do tego bluza z moim wlasnym rysunkiem :)


Mojej nauczycielce Lene strasznie spodobał się żółwikowy sweterek, zastanawiam się więc.. Może powinnam ich zrobić więcej? 

No cóż, na mnie jest za duży bo szyłam na dwumetrowego Miszkę który po prezentacji leciał na swoje zajęcia, toteż nie mam z nim żadnych foteczek, ale myślę że kiedy wrócę do Polski na dłużej to ogarnę moich ziomków fotograferów i coś razem ogarniemy!