Sunday, June 21, 2015

NAJDŁUŻSZY DZIEŃ W ROKU

I właśnie dzisiaj jest ten jedyny najdłuższy dzień w roku, kiedy to jak się założy porządne buty, zapłaci się 50 kroniaczów za busa, przejedzie się nim na inną wyspę i wlezie na szczyt bodajże najwyższej góry na Wyspach Owczych, to zobaczy się jak słońce  idzie w dół, chowa za horyzontem a po chwili znów wychodzi i leci do góry. Tak, tak ma być właśnie dzisiaj, ale cholera jasna mgła za oknem niemiłosierna, ledwo widzę sąsiada, w dodatku deszczyk lekki i wiaterek...
Jednakże na pogodzie tutejszej już się poznałam, jeśli rano świeci słońce to wcale nie musi znaczyć że wieczorem też będzie grzało nas po czuprynach, może przyjść wielka chmura i zmoczyć nas po same końcówki. Jeszcze w swoje wyjście nie zwątpiłam, mam nadzieje że się uda bo nie chcę stracić tak wspaniałej okazji by zobaczyć coś co dzieje się tylko raz w roku. Zwłaszcza, że jestem TU kiedy to się ma dziać.


Już  w piątek tubylcy zebrali się na plaży którą widać z mojego okna. Zachęcona tym widokiem wstałam, przyodziałam ciepły sweter i ruszyłam przed siebie skuszona dolatującą muzyką i piękną pogodą.
Gdy dotarłam na plażę, ludzi było pełno.  Obrałam dogodny punkt obserwacyjny na trawiastym pagórku. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc po prostu cieszyłam się chwilą.
Naokoło mnie rodziny z dziećmi, psy Border Colie, śmiechy, czułe gesty, miło , ciepło i radośnie.  Wszyscy są bardzo otwarci, rodzinni i uśmiechnięci. No i co najciekawsze połowa nosiła swetry Gdudrun&Gudrun. To jakiś swetrowy monopol!

A  potem jakieś chłopaczki, coś a'la nasi druhowie, wbiegli z zapalonymi pałkami i podeszli do stosu palet. Na znak druha przewodzącego, wetknęli je w drewno i odeszli czekając na wielki płomień.
Starałam się uchwycić wszystko na filmiku, o tym tutaj :




Wczoraj miałam już dosyć swojego paskudnego lenistwa. Niby ćwiczę coś tam po pracy, ale to nie to samo co męczący, wyciskający wszystkie poty bieg. Jak się do niego motywuję? Mówię sobie, ty leniwe krówsko, wstań ubierz te swoje neonowe butki i poszła won! I na tym koniec. Trzeba wyłączyć myślenie.
Po potem zalewa nas to całe paskudztwo myśli- a bo rajtuzki gryzą w tyłek, a bo  to jeszcze nie jadłam albo że własnie zjadłam, a bo że butki nie pasują a bo fryzura nie taka a bo w sumie to mogę pójść przecież później biegać a bo... No  i leci czas a ja dalej na czterech literach. 
Nie ma co, czasem ten mózg trzeba wyłączyć. 

Tak wiem, jestem znów w tej samej bluzie. Nic innego do tych spodni mi nie pasowało ;p




No i tak przekikutkowałam 11 km :) Łiiii!











No comments:

Post a Comment